Afryka: czarny poniedziałek w Chinach, słabnący yuan i co to oznacza dla krajów afrykańskich?

27.08.2015. Ostatnie zawirowania w chińskiej gospodarce po raz kolejny powodują wstrząsy wtórne w Afryce. Symbioza gospodarcza wielu państw kontynentu z Państwem Środka oznacza, że negatywne, ale także pozornie neutralne zjawiska w Chinach będą coraz częściej odbijały się w regionie czkawką.  

 

W ostatnim czasie o chińskiej gospodarce zrobiło się głośno z dwóch powodów. Po pierwsze, seria dramatycznych spadków na giełdach w Chinach w okresie wakacyjnym wstrząsnęła rynkami finansowymi na całym świecie. Ostatnie tąpnięcie, 24 sierpnia zyskało złowieszcze miano „Czarnego Poniedziałku”. Po drugie, władze chińskie zliberalizowały kurs yuana i pozwoliły rynkom współuczestniczyć w ustalaniu jego nowego poziomu, co ostatecznie zakończyło się dewaluacją (osłabieniem) chińskiej waluty. Obie sytuacje, jak to zwykle bywa, były oczekiwane przez wielu ekspertów, ale sam moment okazał się dla wszystkich zaskoczeniem. Wszystko to w tle obserwowanego od jakiegoś czasu spowolnienia dynamiki gospodarki Chin, której wzrost kształtuje się na poziomie 7% (wobec dwucyfrowych wyników w dwóch poprzednich dekadach).   

 

Biorąc pod uwagę, że Chiny są dla Afryki najważniejszym partnerem handlowym, z wymianą handlową na poziomie ponad 200 mld USD, zjawiska te nie pozostały i nie pozostaną prawdopodobnie obojętne dla gospodarek afrykańskich. Wielokrotnie sygnalizowaliśmy na tym blogu, że zacieśnianie więzów gospodarczych z Chinami ze wszystkimi jego pozytywami wiąże się również z rosnącym ryzykiem.

 

W wyniku spadków na chińskich giełdach w feralny poniedziałek 24 sierpnia południowoafrykański rand zanotował najwyższe spadki w jednym dniu od 19 miesięcy. W Zambii, kraju będącym drugim największym producentem miedzi na kontynencie, lokalna waluta Kwacha straciła 3,4% wartości i zakończyła dzień na najniższym w historii poziomie 8,575 za amerykańskiego dolara. Wszystko wskazuje na to, że zarówno Angola i Nigeria, ze względu na swoją ekspozycję wobec Chin, także odczują zawirowania na azjatyckich giełdach.       

 

Dla niektórych komentatorów afrykańskich to paradoksalnie dobre wiadomości, ponieważ oferują dozę zdrowego otrzeźwienia dla afrykańskich elit, które zbyt entuzjastycznie postawiły na kartę chińską, grając na nosie Zachodowi, wobec którego Chiny stanowią teraz realną alternatywę. Zdaniem Charlesa Onyango-Obbo z the EastAfrican „chińskie party” dobiegło końca i znów czas postawić na siebie, a dokładnie na wewnątrzregionalną współpracę, która mimo morza inicjatyw dalej pozostawia wiele do życzenia.  

   

Uwolnienie kontrolowanego do tej pory administracyjnie kursu yuana było pewną niespodzianką. Pekin uzasadnił to troską o spowalniającą gospodarkę; powinno to doprowadzić do ograniczenia konsumpcji wewnętrznej i spadku popytu importowego na zagraniczne produkty. Jeśli kurs yauna dalej by się osłabiał, państwa afrykańskie mogłyby to poważnie odczuć. Chiny mogą zacząć mniej importować z Afryki, a co ważniejsze będą w stanie oferować swoje produkty na rynkach afrykańskich po niższej cenie. Utrudni to życie i tak mocno udręczonym zalewem chińskich produktów, zwanym niekiedy „chińskim tsunami”, rodzimym producentom z regionu.

 

Zwraca się również uwagę, że słaby yuan może niekorzystnie wpłynąć na ruch turystyczny. Każdego roku do Afryki przylatują dziesiątki tysięcy chińskich turystów, dla których teraz wakacje staną się najzwyczajniej droższe, a zatem i mniej dostępne. Może to oznaczać wymierne straty dla krajów, które podejmują ich najwięcej, np. RPA, Kenia czy Mauritius.

 

Nie wszyscy jednak są zgodni co do tego, że opisywane wydarzenia powinny stanowić powód do niepokojów dla państw afrykańskich. A to dlatego, że walutą rozliczeniową w handlu zagranicznym w Afryce dalej pozostaje głównie dolar, a ten w ostatnim czasie umacniał się w stosunku do walut afrykańskich. Po drugie, 2-procentowa dewaluacja to stosunkowo niewiele w porównaniu do fluktuacji na rynku walut w minionych miesiącach. Po trzecie, to wyhamowanie gospodarki Chińskiej powinno spędzać sen z powiek władz afrykańskich, a nie pojedyncze wahnięcia yuana.    

 

Co ciekawe, reakcje rynków finansowych na dewaluację yuana zaskoczyły same władze chińskie, które zdaniem Reutersa będą próbowały trzymać jego kurs „na krótkiej smyczy”, żeby nie rozpętać wojny walutowej ze swoimi partnerami handlowymi oraz zatrzymać odpływ kapitału z Chin, który przybrał niepokojące rozmiary ze względu na obawy związane ze spowolnieniem, wzmocnione tąpnięciem na giełdach. Powinno to nieco uspokoić władze afrykańskie.   

 

Jak wspomniano powyżej to spowolnienie gospodarki chińskiej wydaje się poważniejszym zjawiskiem i może mieć dalekosiężne konsekwencje dla Afryki. Niższe tempo wzrostu i niższy popyt importowy to sygnał, że Chiny nie będą potrzebować tak dużo ropy czy miedzi jak dotychczas, w które to surowce zaopatrywały się w znacznych ilościach właśnie na kontynencie. Jednocześnie, niższy popyt gospodarki chińskiej przełoży się na i tak już niskie ceny surowców, potęgując negatywny efekt spadku importu. A pamiętać należy, że globalny rynek surowców nie jest już taki sam jak dawniej i do niektórych relacji handlowych nie ma powrotu. Przykładowo, jak pisaliśmy jakiś czas temu, Stany Zjednoczone niemal kompletnie uniezależniły się od afrykańskiej ropy (kiedyś Nigeria była piątym największym dostawcą surowca do amerykańskich rafinerii).       

 

Co się zaś tyczy tąpnięcia na chińskich giełdach w krótkim okresie, to osłabi ono apetyt zagranicznych inwestorów na papiery wartościowe emitowane w gospodarkach wschodzących i krajach rozwijających, ponieważ przesuwają oni swój kapitał do krajów rozwiniętych i uciekają w bezpieczne aktywa. A to z kolei obniży dostępność kapitału w regionie, co z resztą już jest odczuwalne. Dotyka to szczególnie gospodarek afrykańskich z rozwiniętymi rynkami finansowymi, takich jak RPA czy Kenia. Zjawisko to potęguje wyczekiwane przez inwestorów podwyższenie stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, co paradoksalnie może jednak nie nastąpić tak szybko właśnie ze względu na ostatnie wydarzenia w Chinach.  

 

Naturalnie nie dla wszystkich obecna sytuacja może oznaczać to samo, ponieważ nie dla wszystkich państw afrykańskich gospodarka chińska stanowi punkt odniesienia w takim samym stopniu. Niewątpliwie największymi ofiarami staną się kraje najbardziej uzależnione pod względem eksportowym od Chin, takie jak Angola (ropa), Zambia (miedź), RPA (wino i złoto) czy np. Liberia. Inne kraje, takie jak Mozambik, Etiopia czy Kenia, mogą de facto zyskać na tańszym yuanie, ponieważ importowany z Chin sprzęt, maszyny czy linie elektryczne, będą tańsze.  

 

Podsumowując, bez względu na to jak trwałe będzie spowolnienie i czy władze mają w planach dalszą dewaluację (co, jak można sądzić po opiniach chińskich ekspertów i przedstawicieli władz, jest raczej wątpliwe, przynajmniej na razie), wydarzenia w Chinach stanowią kolejny dzwonek alarmowy dla Afryki i powinny skłonić jej liderów do podejmowania zdecydowanie bardziej energicznych wysiłków zmierzających do zrównoważenia swoich relacji handlowych i inwestycyjnych ze światem zewnętrznym i budowania współpracy regionalnej.  

 

Zdjęcie: China festival of lights, dragon by Alias 0591

 

Dominik Kopiński