Afryka: elektryfikacja wsi - fakty mniej oczywiste

5.05.2016. Potrzeba elektryfikacji afrykańskiej wsi wydaje się oczywista i niepodważalna. 7 na 10 mieszkańców Afryki nie ma dostępu do prądu, a w większości są to właśnie mieszkańcy obszarów wiejskich. Problem elektryfikacji wymaga jednak innowacyjnego i odważnego myślenia, a pewne dotychczasowe rozwiązania okazują się niewystarczające.  

 

Nie trzeba być specjalistą od Afryki, żeby wiedzieć, że elektryczność jest wciąż dobrem niedostępnym dla wielu mieszkańców kontynentu. Afrykański Bank Rozwoju szacuje, że 645 milionów osób w Afryce Subsaharyjskiej, czyli 7 na 10, pozostaje bez prądu. Nawet wśród użytkowników zużycie energii elektrycznej jest na niewielkim poziomie. W rezultacie cała Afryka Subsaharyjska konsumuje tyle samo prądu co miasto Nowy Jork.

 

Na temat strategii elektryfikacji i zwiększenia dostępu do prądu w Afryce napisano już tysiące raportów, zorganizowano setki konferencji i zwołano dziesiątki międzynarodowych szczytów. I wszystko wydaje się w zasadzie jasne: zwiększyć finansowanie, postawić na energię odnawialną, inwestować w infrastrukturę itd. Okazuje się, że jednak nie wszystko jest jasne, a droga do elektryfikacji Afryki może okazać się wyboista.     

 

Tak twierdzi przynajmniej Edward Miguel, jeden z najbardziej rozpoznawalnych i cytowanych ekonomistów zajmujących się Afryką z University of California, Berkley, który w swoich badaniach podejmuje temat elektryfikacji afrykańskiej wsi. Każdy kto był w Afryce lub choćby oglądał ją na ekranie komputera lub w telewizji wie, że gęstość zaludnienia jest na kontynencie bardzo niewielka i poza obszarami miejskimi i pewnymi krajami (np. Rwanda), odległości pomiędzy skupiskami ludzkimi bywają ogromne; doprowadzenie prądu do odizolowanych wiosek wydaje się projektem niewykonalnym, a nawet jeśli wykonalnym technicznie to niewątpliwie bardzo kosztowym.

 

Uzasadnione jest pytanie czy projekt elektryfikacji afrykańskiej wsi jest priorytetowy względem innych inwestycji publicznych, i czy charakteryzuje się wyższą społeczną stopą zwrotu niż na przykład budowa szpitali i dróg. Pomijając fakt, że dostęp do elektryczności wyraźnie poprawia jakość życia, a w niektórych miejscach na świecie zrównywany jest niemal z podstawowymi prawami człowieka, w obliczu ograniczonych środków rozwojowych w wielu krajach afrykańskich, tego typu rozważania nie są zupełnie pozbawione sensu.   

 

Badania Miguela i jego zespołu przeprowadzone na kenijskiej wsi ujawniają kilka intrygujących rzeczy. Po pierwsze, okazuje się, że mieszkańcy wsi wcale nie mają ochoty masowo płacić za luksus korzystania z prądu, nawet jeśli technicznie jest to możliwe. Większość ankietowanych chętnie widziałaby siebie w gronie użytkowników energii elektrycznej ale tylko jeśli nie wiązałoby się to z opłatą za przyłączenie (90%). Jedynie niewielka część mieszkańców byłaby gotowa zapłacić za przyłączenie kwotę 50 dolarów. Jak to należy interpretować? Najwyraźniej popyt na energię elektryczną na obszarach wiejskich nie jest aż taki duży. Ale jedynie częściowo wynika to z przyczyn finansowych, tzn. braku pieniędzy czy braku dostępu do kredytowania (stawka za przyłączenie wynosi w Kenii 412 USD). Większym problemem jest jakość sieci energetycznej, biurokracja, fakt, że po podłączeniu trzeba czekać na prąd nawet kilka miesięcy, a nawet jak prąd w końcu popłynie to należy spodziewać się regularnych przerw w jego dostawie, fatalnego serwis, braku części itd.    

 

Miguel obala również mit, że mieszkańcy Afryki są zupełnie odcięci od sieci energetycznej (off-grid) i doprowadzenie do nich prądu jest z ekonomicznego punktu widzenia nieopłacalne. Wiele społeczności zamieszkuje miejsca, w których prąd płynie dosłownie nad ich głowami (under grid) lub sieć jest stosunkowo blisko, ale mimo to nie mają oni do niej dostępu. Przypadek Kenii pokazuje, że jedynie 5% gospodarstw wiejskich i 20% firm znajdujących się w odległości pół mili od infrastruktury energetycznej ma prąd. Co gorsze, taka sytuacja może utrzymywać się latami.

 

Ciekawe wnioski płyną również z analizy tzw. energii odnawialnej, np. coraz popularniejszych paneli słonecznych i innych zdecentralizowanych systemów. Większość tzw. solarów instalowanych na dachach w afrykańskich wioskach generuje energię wystarczającą do zasilenia żarówki i naładowania telefonu komórkowego. Nie jest to natomiast rozwiązanie systemowe, które pozwala na korzystanie z energochłonnego sprzętu, takiego jak żelazko, kuchenka elektryczna czy zamrażarka. Rozpowszechnienie tego typu technologii na kontynencie afrykańskim jest raczej symptomem problemów związanych z tradycyjną infrastrukturą energetyczną, niż jego rozwiązaniem. Zdaniem Miguela przyszłość Afryki leży w tradycyjnych sieciach energetycznych.   

 

Zdjęcia: NASA

Dominik Kopiński