Zimbabwe: Koniec Roberta Mugabe? Armia przejmuje władzę, ale „to nie jest przewrót wojskowy”

Zimbabwe: Koniec Roberta Mugabe? Armia przejmuje władzę, ale „to nie jest przewrót wojskowy”

16.11.2017. W nocy z 14 na 15 listopada 2017 roku armia przejęła władzę w Zimbabwe. Sytuacja w państwie jest bardzo napięta ze względu na trwające od co najmniej trzech lat tarcia wewnątrz partii rządzącej. Jednym z najczęściej zadawanych pytań jest, czy niespotykana dotychczas interwencja sił zbrojnych w proces polityczny oznacza koniec rządów najstarszego polityka na kontynencie afrykańskim?

 

15 listopada serwisy informacyjne poświęcone Afryce zdominowała informacja o wozach opancerzonych na ulicach Harare i strzałach do jakich miało dochodzić w stolicy Zimbabwe. Wojsko umieściło prezydenta Roberta Mugabe w „areszcie domowym” (choć taki zwrot nie padł, jedynie zapewnienie, że prezydent jest bezpieczny), zajęło siedzibę państwowej telewizji i otoczyło budynki rządowe. Występujący w orędziu telewizyjnym dowódca sił zbrojnych – gen. Constatine Chiwenga zapewniał, iż działania armii „nie są przewrotem wojskowym”, a ich celem jest „usunięcie kryminalistów z otoczenia prezydenta”. Niemniej jednak, działania sił zbrojnych posiadają wszelkie cechy wojskowego zamachu stanu z tą różnicą, że nie została powołane żadne ciało, która miało by sprawować władzę tymczasową. Jest zdecydowanie zbyt wcześnie by prognozować jak rozwinie się sytuacja w Zimbabwe, gdyż tak naprawdę nie wiemy obecnie nawet kto stoi za przewrotem. Możemy natomiast próbować przeprowadzić analizę przyczyn, które doprowadziły do interwencji armii w politykę wewnętrzną Zimbabwe.

 

Robert Mugabe (93 lata), będący najstarszą głową państwa na kontynencie afrykańskim jest postacią niezwykle kontrowersyjną. W wielu państwach subsaharyjskich postrzegany jest jako ostatni bojownik o wolność czarnoskórych mieszkańców kontynentu, który z karabinem w ręku walczył z reżimem Iana Smitha w Rodezji Południowej (dzisiejsze Zimbabwe). Z drugiej strony doprowadził również swój kraj do katastrofy gospodarczej, jest odpowiedzialny za czystki etniczne oraz fałszerstwa wyborcze. Najbardziej kontrowersyjną decyzją Roberta Mugabe, było siłowe odbieranie ziemi białym farmerom (określane mianem „reformy rolnej”) i przekazanie jej weteranom walki o niepodległość Zimbabwe, co w połączeniu z sankcjami międzynarodowymi doprowadziło do załamania gospodarki tego kraju i opuszczenia go przez około 2 miliony obywateli.

 

Wydaje się, że w centrum obecnego kryzysu politycznego znajduje się walka o sukcesję po prezydencie Mugabe w zaplanowanych na przyszły rok wyborach prezydenckich. Tydzień przed wkroczeniem armii na ulice Harare, prezydent zdymisjonował swojego zastępcę – Emmersona Mnangagwy, który był jego najbliższym współpracownikiem i współtowarzyszem w walce o niepodległość Zimbabwe. Inicjatorką pozbycia się Mnangagwy z zimbabwiańskiego życia politycznego miała być żona prezydenta – Grace Mugabe (która nie cieszy się popularnością społeczną ze względu na obnoszenie się z luksusem), która miała ambicje zastąpienia męża na najwyższym urzędzie w państwie. Co ciekawe, już trzy lata temu Grace Mugabe miała być odpowiedzialna, za odwołanie wiceprezydent Joice Mujuru, która również postrzegana była jako potencjalna następczyni Roberta Mugabe, i to wówczas należy upatrywać genezy obecnego kryzysu politycznego w tym państwie.

 

Zimbabwe jest państwem neopatrymonialnym, w którym dwie frakcje w ramach rządzącej ZANU-PF (Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe - Front Patriotyczny), walczą o władzę. Pierwszą frakcją są dawni bojownicy o wolność tego państwa, do których zaliczał się wiceprezydent Mnangagwy, drugą zaś stanowi, tzw. Grupa 40 – młodzi działacze partii, skupieni wokół Grace Mugabe. Jak dotąd nie doszło do rozlewu krwi, jednakże lider młodzieżówki ZANU-PF publicznie deklarował, że jeśli armia podejmie działania przeciwko prezydentowi, młodzi działacze partii „będą umierać” za Roberta Mugabe. Wydaje się, że czas działa na korzyść pokojowego rozwiązania sporu, który w istocie jest walką o zmianę pozycji w kluczowej dla zrozumienia zimabwiańskiej sceny politycznej sieci patronażu, na czele której stał dotychczas Robert Mugabe. Dopóki nie dowiemy się kto stoi za „przedtem” (najczęściej mówi się o wiceprezydencie Mnangagwie) i jakie cele chce zrealizować wieszczenie końca ery Roberta Mugabe jest przedwczesne. Niemniej sytuacja z 15 listopada jest pierwszą w historii Zimbabwe, w której armia wystąpiła przeciwko władzom państwowym. 

 

Andrzej Polus